piątek, 8 stycznia 2016

Poświątecznie

Nie mogę wejśc w normalny rytm dnia. Za długo ta przerwa trwała...
Jagoda nie chodziła do przedszkola, więc i ja miałam wolne.
Ale święta były super :)
Przyjechała moja Mama z Ustki, mój brat z Warszawy i św. Mikołaj :D
Było magicznie, ciepło i jedynie w swoim rodzaju :) Pierwsze święta w naszym nowym domu uważam za bardzo udane.





Jagoda była przeszczęśliwa i potem jeszcze długo wspominała Mikołaja rozmyślając o tym, czy oby na pewno był prawdziwy, bo wyglądał trochę jak wujek, ale potem doszła do wniosku, że był najprawdziwszy na świecie ;)
Te dni upłynęły bardzo spokojnie, powoli, na spacerach, rozmowach, oglądaniu telewizji.
Niestety nowy rok nie przywitał nas dobrze...
Po pierwsze zamarzły nam rury - najpierw przy bojlerze, który mamy umieszczony na strychu - po jakiejś godzinie wiedzieliśmy gdzie, która to rurka - pomogła suszarka i farelek. Na drugi dzień zamarzła znowu ta sama rurka i jeszcze rura, która doprowadza nam wodę do kuchni... Tu już było gorzej, Artur musiał całą ścianę pod zlewem rozpruć, ale na szczęście, pod koniec dnia doszedł do tego, które miejsce jest przymarznięte.
Na zewnątrz ocieplił to miejsce sianem, styropianem i starymi drzwiami... Kiepsko to wygląda, ale cóż... No i wiąże się z  kolejnym "kłopotem"...
Od pary dni wokół naszego domu krążył taki dość spory pies, groźnie wyglądający... Najpierw się go baliśmy, ale daliśmy mu jeść i pić, bo przecież takie mrozy.... Przekonał się do nas w końcu, chociaż najpierw z daleko tylko zerkał... No i to ocieplenie ze starymi drzwiami miało mu dać tez trochę ochrony, gdyby chciał się schować przed mrozem. Nazwaliśmy go, z okazji 1. stycznia, Mietek.

Już wiemy czyj jest pies, ponoć "mieszka" niedaleko... jest oczywiście wsiowym psem łańcuchowym.... Ma na imię Cezar... Żal, bardzo żal... Bo jest cudowny... łagodny, choć groźnie wygląda. Tak bardzo się cieszy, gdy wychodzimy na dwór, podaje łapę...
Strasznie żal, jeśli miałby wrócić na łańcuch... ale my nie uratujemy wszystkich istnień...
No właśnie... W międzyczasie odwiedziliśmy znajomych i pojechaliśmy zrobić zdjęcia psiakom, których pani zmarła w Wigilię. Szukamy im z koleżanką przez FB domów, ale bardzo opornie to idzie niestety. Gdy zobaczyliśmy w jakich warunkach żyją pieski, nie mogliśmy jednego nie zabrać ze sobą... Tym bardziej, że są malutkie. (Piesków było tam ponad 10, a tej chwili są dwa....)


Kamil. Tak przestraszony, że po minucie pobytu u nas wymknął się nagle i trzy dni go szukaliśmy... Ogłoszenia porozwieszane po całej okolicy, dostałam kilka telefonów w tej sprawie, pies już ponoć był kilkadziesiąt kilometrów od nas... Znajomi przyjechali, żeby pomagać nam go szukać po lasach, po wsiach...A po trzech dniach zadzwoniła sąsiadka, że Kamil jest u niej...
Najedliśmy się strachu, a przede wszystkim wstydu, że nam, ludziom w miarę doświadczonym w psiej materii, nawiał mały staruszek....
I to wszystko działo się jednocześnie przez kilka dni... Stres w domu niesamowity...
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, tylko nasza rodzina powiększyła się o kolejnych dwóch domowników...
Ciekawe, czy sąsiad odbierze Mietka-Cezara...

Pozdrawiam wszystkich, którzy tu do naszego Mokoszowego Sioła zaglądają :)

12 komentarzy:

  1. Przepiękne świeta.Domek cudny, a zwierzęta mają szczęście, że trafiły na Was. Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy tylko nadzieje, że więcej takich szczęść do na nie trafi, bo nie damy rady...

      Usuń
  2. Fajnie tam u Was :). Przeczytałam chyba całego bloga, bo.. jakoś inaczej u Was. Nie ma obrazków rodem z "Werandy", jest radość tworzenia, i jest tak normalnie.. no nie bardzo umiem się wysłowić, bo to takie "normalne nienormalne" :D Niemniej styropian i drzwi rządzą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się ciesze, że Ci się podoba :) Tacy właśnie jestesmy - może to brzmi tak banalnie, ale to prawda :)
      Zaglądaj częściej :) Pozdrawiam
      Ewa

      Usuń
  3. W nowym zawsze muszą wyjśc jakies usterki, ale ważne że mac ie własny piękny dom.
    Pozdrawiam Was i psiaki oczywiście

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie u Was! a przygód z zamarzająca woda współczuję. W Wyknie to norma dlatego zima sie raczej nie jeździ ale i u nas w mieszkaniu w kuchni zamarzło na początku bo ściana nie była ocieplona jak się okazało...
    a co do psiaków, to prawda, nie da sie wszystkich uratować :( ALE Wy i tak jesteście w tej materii wielcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet w mieszkaniu? No nieźle...W Wyknie to sobie wyobrażam....
      A co do psiaków - tez byś tak zrobiła ;)

      Usuń
  5. Hmmm pytanie czy Mietek-Cezar da się zabrać, skoro zobaczył że może być"wolnym" psem dobrze traktowanym nie zdziwiłabym się jakby zwiał albo nie dał się złapać :) Staruszkowi się nie dziwię - tęskni za Panią..... Ale się przyzwyczai do Was :)
    A domek śliczny! Powolutku wszystko opanujecie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się zastanawialiśmy, jak by się zachował na widok swoich "właścicieli"... Niestety, a może na szczęście, nikt po niego nie przyszedł...
      Myslę, że już się przyzwyczaił. Mamy nieogrodzone podwórko, a on cały czas przy domu. Nigdzie się nie wypuszcza, chyba, że bobra, czy lisa zwęszy ;)

      Usuń
  6. Ewcia, jak ja Was uwielbiam! Jesteście po prostu chodzącym DOBREM! Tak się cieszę, że udało mi się Was poznać, choć jeszcze nie osobiście. Ale myślę, że i to się wydarzy... wkrótce. :) Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to tak tylko sie wydaje przez ekran komputera, naprawdę. Każdy na naszym miejscu by tak zrobił, serio. :)
      A co spotkania, to jestem bardzo na TAK!!!

      Usuń

Chyba nie ma się co łudzić...

....że będę prowadzić regularnie tego bloga... łatwiej jednak nam jest to robić na fb, bo szybciej wstawia się posty i szybciej jest reakcja...