poniedziałek, 19 marca 2018

Chyba nie ma się co łudzić...

....że będę prowadzić regularnie tego bloga... łatwiej jednak nam jest to robić na fb, bo szybciej wstawia się posty i szybciej jest reakcja i na to mamy czas. Poza tym najczęściej wstawiam posty z telefonu i jest to przewaga fb, że raz dwa i już post leci.
Poza tym - po co powielać to, co jest tam?
Jeżeli jest tu jeszcze ktoś, kto zagląda - poszukaj nas na fb: https://www.facebook.com/siarecka i https://www.facebook.com/mokoszowesiolo/

A co się w tym czasie u nas działo? Zrobiłam kilka rysunków, kilka ceramik i....najważniejsze w tej chwili dla mnie - założyłam Klub Gier Planszowych! Udało mi się pozyskać kilku sponsorów, którzy poratowali mnie grami i raz w tygodniu jeżdżę do naszej publicznej biblioteki i gramy :)
I w związku z tym chciałam Was zaprosić na mojego bloga, na którym będę pisać recenzje gier, może uda się robić jakieś filmiki. To jest to, czym teraz żyję :) ---> KLIK do Baby Jagi :)







 I jeszcze jedno - jeśli rozliczacie swój 1% a nie macie pomysłu - to jest mój kochany bratanek, Mikołaj, który co kilka lat musi mieć zmieniana protezę nogi. Kosztuje ona kilkadziesiąt tysięcy złotych, więc rodziców nie stać na to, żeby samym finansować. tak więc - pomóż Mikołajowi uzbierać na nową zbroję ;)








poniedziałek, 18 grudnia 2017

Takie niespodzianki to ja lubię :)

Mogę teraz napisać o co chodziło w moich poprzednich postach. A mianowicie przez pewnych ludzi, którzy za nic mają dane słowo i osobiste relacje, przez różne perturbacje i sytuacje, musieliśmy zdecydować, że Artur wyjedzie na jakiś czas zagranicę... To były najgorsze 4 miesiące mojego życia chyba... Gdy miałam na głowie cały dom, gospodarstwo, dziecko, szkołę itp.... W sumie to mało ważne, ale ważne jest to, jak bardzo czułam się samotna.... Byłam jak w jakimś marazmie, który trwa, i trwa, i trwa....
Artur miał wrócić 10 grudnia. Ja oczywiście już trzy tygodnie przed jego powrotem myślałam o tym, jak bardzo będę się stresować jego drogą powrotną.
26 listopada, gdy trwały u mnie warsztaty łucznicze, wyglądam przez okno słysząc nadjeżdżające kolejne auto. Zdziwiłam się, bo już wszyscy uczestnicy byli na miejscu. No i kto podjechał??? Artur :) Śmialiśmy się, że chyba pierwszy raz w życiu udało mu się zrobić mi jakąś niespodziankę :D Zawsze się ze wszystkim zdradzał :) Tym razem udało się i jeszcze na dodatek wciągnął w to kilka osób ;)
Mi wielki kamień spadł z serca.... Jesteśmy razem i jest cudownie :) Takie rozłąki dają nam do zrozumienia, jak bardzo kochamy tę druga osobę.
No jak go nie kochać? ;)

sobota, 25 listopada 2017

Czym jest samotność?

Ja generalnie jestem dzikusem.
Dzikim odludkiem, osobą, która raczej mało dba o to, jak ją widzą inni, o stroje, o paznokcie i awangardowy makijaż. Zresztą i tak za bardzo nie mogę się malować, bo mam bardzo wrażliwe oczy - kiedyś wylądowałam u lekarza z czerwonymi plackami wokół oczu o średnicy jakichś 10-ciu cm. Okazało się, że to albo uczulenie na szkła kontaktowe, albo na makijaż. Więc od tej pory oszczędzam i na jednym, i na drugim ;)
A czemu dzikim odludkiem jestem?
Trudno mi jest się odnaleźć w nowej społeczności, wśród nowych znajomych, na szczęście stwarzam ponoć pozory osoby bardzo otwartej ;) Wolę mniej osób w moim otoczeniu, ale takich prawdziwych, szczerych, i po prostu miłych. Nie lubię wielkich imprez, wesel, dyskotek - nigdy nie lubiłam. Zawsze wolałam kameralne spotkania w małym gronie znajomych.
Ale do sedna - czym jest samotność? Czy jest wyborem, czy przypadkiem, czy niefortunnością losu? Chyba wszystkie te wymienione "sposoby" mogą się przydarzyć i funkcjonować... I tak się zastanawiam nad sobą.... W moim przypadku jest to chyba jednak wybór.... Wynika po pierwsze z mojego charakteru, czyli obawy przed niezrozumieniem, z tym, że nie lubię hałasów, z tym, że mam inne zainteresowania niż ludzie wokół (lalki, sztuka...fuj!). No i z tego, że chyba po prostu lubię być sama.
Niestety to ogranicza mi poznawanie nowych osób, utrzymywanie kontaktu z poznanymi już znajomymi...
Czy nie ma tak czasami, że zastanawiacie się - czemu ona/on się nie odzywa? Mam na myśli kogoś bliskiego, znajomego, przyjaciela. A czy czasami nie okazuje się, że to my nie wykazujemy zainteresowania? Na pewno.
Przyjaźń.... Często, gdy oglądam filmy, w których tematem jest przyjaźń, są np cztery, czy trzy, czy dwie przyjaciółki, które w każdej chwili mogą do siebie wpaść, zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, to aż mi łzy w oczach stają... fajnie mają, sobie myślę. No i mają zasięg, żeby wygodnie leżąc na łóżku móc zadzwonić i godzinami gadać o lakierze do włosów. Ja ani o lakierze nie pogadam (chyba że do impregnowania drewna), ani wygodnie, bo zasięg mam w takim miejscu, że muszę mieć głowę przechyloną na bok i stać na jednej nodze!
A kończąc tę tyradę: wiecie, co mi mąż ostatnio powiedział? A powiedział mi tak: "Ty jesteś moją przyjaciółką i moją miłością. Nie potrzebuję nikogo innego." Cudownie usłyszeć takie słowa po iluś wspólnych latach życia, gdy nie dość, że związek się nie rozluźnił, uczucia nie przygasły, to jeszcze jest mocniejszy i dojrzalszy niż, gdy braliśmy ślub.
Kocham Cię, Artur.

środa, 22 listopada 2017

Aaaaa!!! Nie moge w to uwierzyć!!!

Nie mogę uwierzyć w to, że czas tak szybko płynie! Przerwa w pisaniu bloga to już ponad rok!!!!
A tak dużo się u nas wydarzyło... Ale teraz aż ciężko sobie przypomnieć, bo to aż 14 miesięcy!!!
Wykluły nam się nasze pierwsze kaczuszki. Aż sześć! Wykluły się w czerwcu, ale do dziś przetrwało niestety tylko jedno maleństwo... Trzy znajdowaliśmy kolejno martwe na "wybiegu", jedna po prostu zniknęła jakby się w powietrzu rozpłynęła, a jedną załatwił pies... Nasz kochany Kolega, który jest najłagodniejszym ze wszystkich psów na świecie... Ale chyba tak nas kocha, że nie mógł znieść dzielenia się naszą miłością z kolejnymi przybłędami.

Kaczuszki podczas swojej pierwszej kąpieli :)
Pozostał tylko Frodo, to jedna z tych "łaciatych" kaczuszek. Ale nie mamy pojęcia, czy to samiec, czy samiczka :)

Przyzwyczajam się do tego, że prawa natury nie są łatwe...że zwierzęta odchodzą, czy tego chcemy, czy nie... Strasznie to trudne, ale jeśli sobie uświadomimy, że na większość z tych rzeczy nie mamy wpływu, to troszkę łatwiej...

Życie w ogóle jest trudne... Może właśnie dlatego dziś zdecydowałam się tu zajrzeć i napisać parę słów?.... Są chwile, gdy czuję totalną niemoc i smutek, ale wiem, że muszę być silna... Dla Jagody....
Teraz mam taki ciężki czas, bardzo ciężki. Są to chwile, gdy człowiek przekonuje się, jak bardzo jest samotny i że każdy ma swoje życie i ciężko wymagać od znajomych, czy przyjaciół, aby byli przy nas. Każdego problemy są najważniejsze dla niego. I z tym też trzeba się pogodzić. I jakoś sobie radzić.
Ściskam Was bardzo, bardzo mocno.
Anstahe - a Ciebie uwielbiam. To w sumie dla Ciebie ten post. Obiecuję, teraz już solennie, że będę pisać <3

Ps. W moim małżeństwie jest wszystko w porządku, jeśli ktoś pomyślał inaczej :)
Ps2. Właśnie, gdy szukałam pewnych informacji w necie, oczom moim ukazał się artykuł, który jakiś czas temu napisała o nas pewna młoda pani redaktor. Polecam, jeśli chcecie dowiedzieć się o nas ciut więcej :) ----> Dom nad Zielawą

niedziela, 18 września 2016

Jesień idzie....

...a ja przez całe lato zaniedbywałam bloga!
Pewnie wiele z Was odpuściło sobie pisanie z braku czasu.
U nas wyjazdy, wiele obowiązków związanych z praca, organizowanie imprez, turnieje łucznicze....
Postanowiłam więc zrobić króciutki fotoreportaż, żeby nie zanudzać Was długim tekstem ;)

1. Powstało kilka nowych prac, które już wyfrunęły w świat.
Radogost

Kubeczki dla zakochanych

Kolejny anioł Zielawy

Kubek leśny

I jego tył, oczywiście z moimi guziczkami :)
2. Mnóstwo wizyt, mnóstwo osób, które przez nasz dom przeszły, trochę warsztatów, między innymi motankowe, jedne z moich ulubionych, bo z kochaną Wiedźmą  ;)



3. Byliśmy na turnieju łuczniczym w Milanowie pod Parczewem, w którym ja zdobyłam 5. miejsce (i byłam najlepsza kobietą łuczniczką), a Artur 6.
Podczas strzelania (fot. Ania Garbala)

I z Jackami, którzy zdobyli 1. i 3. miejsce :) (fot. Ania Garbala)
4. Z Mamą i Teściową zrobiłam trochę weków ;) jabłka, papryka, ogórki, bez....

Sok z czarnego bzu na zimowe przeziębienia
Ogóreczki kiszone :)
5. Podczas festiwalu w Czemiernikach (rok temu my go organizowaliśmy) zrobiliśmy mały turniej łuczniczy. Musze się pochwalić, że nasza Jagoda pierwszy raz wzięła udział w turnieju i zajęła trzecie miejsce!
Nasza mała Mistrzyni :)

"Prawie córki" - Ania i Ola z Jagódką :) - prawdziwą córką ;)
Nasi goście - niektórzy z łuczników, którzy wzięli udział w turnieju.
6. Powiesiliśmy hamaki!!! :D

7. Jagódka zaczęła szkołę....

8. Bardzo ważną dla nas sprawą była impreza inaugurująca odnowienie szlaku turystycznego w naszej wsi :)
Było strzelanie z łuku, ognicho, spacer, nadanie imienia dębowi, który rośnie w pobliżu i prezenty!!! bo Artur miał za kilka dni urodziny :)
Dąb dostał imię Bordziło :)

A takie oto dwa prezenty zasiliły nasze gospodarstwo :) Legolas i Tauriel :)

Również pieczarki były bardzo udanym prezentem :) Mamy teraz nieustającą hodowlę :)
9. Wczoraj pojechaliśmy na VIII Tatarski Turniej Łuczniczy do Studzianki. I wróciliśmy z trzema pucharami :D Ja z pierwszym miejscem, Artur z drugim, Jagoda z trzecim (w swojej kategorii)! :D

10. A cóż poza tym?
Była zjawiskowa pełnia, zakwitł nam jeden (tylko!! jeden!!!) słonecznik, kaczuchy doczekały się stawiku, a niebo było takie piękne!!!




11. Poza tym w ten weekend byli goście!!! Dopiero co wyjechali :) Moja kochana przyjaciółka, którą jak siostrę rodzoną traktuję, ze swoja rodziną :)
Na pewno znacie Mariannę, która prowadzi bloga Dzieje Kuchennej Wiewióry, bo czasami o niej tu wspominam :)
Były spacery, rozmowy, no i przede wszystkim, jak zawsze - wspólne gotowanie!!!
Dostałam od Marianny zakwas, który od razu ochrzciłam - poznajcie Mściwoja ;)

I na drugi dzień, gdy ten nowy, wymagający członek rodziny się odpowiednio najadł, powstał pierwszy prawdziwy bochen chleba!!!

No i my :D
Przebrnęliście przez wszystko? To super! :D
Obiecuję, że ja do Was na pewno też wpadnę ;)
A my zabieramy się teraz za kolejną imprezę - już w październiku! Będzie się działo, jak to u nas ;)




wtorek, 21 czerwca 2016

6 lat temu, w noc Kupały

Dokładnie 6 lat temu odbyła się ważna dla nas uroczystość.
nasz jagódka miała urodzić się 22 czerwca,a  los sprawił, że przyszła na świat 22 kwietnia. Wiele z Was pewnie kojarzy te datę - jest to Dzień Matki Ziemi - czyli... Mokoszy.... Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że to TEN dzień już po kilku latach od narodzin Jagody, jak już istniał Dom Mokoszy... Czyż to nie jest niesamowite? Wszystko tak się pięknie ułożyło, prawda? Nie ma zbiegów okoliczności, wszystko dzieje się według jakiegoś planu. Nie twierdze, że z góry jest to przesądzone, ale to, jakich wyborów dokonujemy sprawia, że los nas potem prowadzi najlepiej jak umie.
Ale do sedna - no i dokładnie 6 lat temu odbyła się Uroczystość Nadania Imienia Jagódce. Właśnie tego dnia, czyli w dzień poprzedzający Noc Kupały, dzień przed planowanymi urodzinami Jagódki.
Było bardzo uroczyście, ciepło, miło i jagodowo :)











I odpoczynek po imprezie ;)

Chyba nie ma się co łudzić...

....że będę prowadzić regularnie tego bloga... łatwiej jednak nam jest to robić na fb, bo szybciej wstawia się posty i szybciej jest reakcja...