piątek, 11 marca 2016

"Mój mąż jest z zawodu dyrektorem", czyli słów kilka o karierze

"Mój mąż jest z zawodu dyrektorem" - to słynny cytat z filmu "Poszukiwany-poszukiwana". Swoją droga bardzo go lubię:) I film, i cytat ;)
A ja jestem z zawodu plastykiem. To takie fatum można by powiedzieć. Tak, mogłam wybrać inną prace, może byłoby łatwiej.
Ale do tego dochodzą też cechy charakteru - no ja się nie nadaję do tego, żeby co rano wstawać i jechać do fabryki - już sama szkoła była trudna pod tym względem ;) Chociaż ja bardzo lubiłam szkołę, byłam klasową kujonicą, co niestety odbiło się trochę na mojej karierze, bo jechałam już potem na opinii, a nie na tym co umiem - miałam tego świadomość. Chodzi tu też o to, że chciałam być dobra ze wszystkiego, a wiadomo, co to oznacza. Zbierałam dobre stopnie z każdego przedmiotu, ale moimi ulubionymi były lekcje języka polskiego, historii sztuki i lekcje rysunku i malarstwa (ceramiki i rzeźby po prostu nienawidziłam - serio). ;)
W liceum plastycznym na koniec nauki jest tzw egzamin dyplomowy, a potem matura, jak to w szkole średniej.
Moją pracą dyplomową była wielka gra planszowa - tkanina aplikowana na motywach starożytnego Egiptu - muszę poszukać fotek ;)
A egzamin dyplomowy zdawało się z całej historii sztuki świata - nawet pamiętam swoje pytania - pierwsze brzmiało - rozwój sklepienia gotyckiego, trzecie - fowizm i jego przedstawiciele. Drugiego nie pamiętam.
No mi cóż - dostałam najlepszą możliwa ocenę, czyli 6 :D No, ja po prostu uwielbiałam się tego uczyć, a już architektura była moim prawdziwym konikiem. Zostałam wtedy laureatką stypendium Ministra Kultury i Sztuki. To było bardzo duże wydarzenie w moim życiu. Czemu nie poszłam w tym kierunku? Do tej pory nie mam pojęcia...
Potem były studia artystyczne, potem filologia języka polskiego z kulturoznawstwem, a potem podyplomówka na ASP, i w końcu i tak otworzyłam swoja firmę. Tak więc skończyło się na tym, że i ja z zawodu jestem "dyrektorem" :D

A teraz do rzeczy :)
Czas wrócić do rysowania, do malowania, czyli do tego, co każdy plastyk musi umieć - bo tego latami się uczył i to jest podstawa. Niestety, jak się czegoś nie używa - tak, jak języka obcego, to ta zdolność powoli zanika. Trzeba więc czasu na to, żeby to odbudować.... Zaczynam więc powoli uczyć się swojej reki, prowadzić ją po kartce, odpowiednio naciskać narzędzie do uzyskania odpowiedniego efektu. Mam nadzieję, ze nie będzie to długa droga przez mękę, ponoć tego, tak, jak jeżdżenia na rowerze się nie zapomina ;)
No więc START!!!

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Poproś Ewę da Ci ołówek i kartkę.
      Czas i ochotę sam musisz sobie zorganizować.

      Usuń
  2. Fajnie poczytać o Tobie! :)
    Kiedyś, po liceum, byłam na stażu w sądzie jako protokolantka. Pamiętam jak dziś, gdy jeden pan zapytany przez sędzinę o zawód odparł "prezes". :D Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki za malowanie !!! :) Na pewno Ci sie uda :)) Milo mi Cie lepiej poznac Pani Dyrektor :)))) Buuziaki :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj,ja z zawodu też jestem plastykiem :) i juz wiem dlaczego z takim ubolewaniem jadę rano do fabryki!:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby mąż nie był dyktatorem... 😜

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Chyba nie ma się co łudzić...

....że będę prowadzić regularnie tego bloga... łatwiej jednak nam jest to robić na fb, bo szybciej wstawia się posty i szybciej jest reakcja...